Historia Parafii
Już we wrześniu 1933 roku dziekan praski ks. Feliks de Ville miał pozwolenie władzy kościelnej, aby na terenie Saskiej Kępy postawić prowizoryczną kaplicę, w której byłaby odprawiana Msza święta. Największą trudnością był jednak brak placu, na terenie którego taka kaplica mogłaby powstać. Ówczesne władze Warszawy proponowały plac na osi ulicy Francuskiej, jednak to miejsce w miarę zachodzących zmian, a przede wszystkim przedłużenia ulicy o Plac Przymierza i dalej ulicę Paryską, uznano na niezbyt odpowiednie.
Projekt budowy kościoła na Saskiej Kępie podjęto na nowo w 1935 roku.
Po dwuletnich staraniach ostatecznie doszło do porozumienia i przez wymianę różnych placów Kuria Metropolitalna otrzymała teren przy ulicy Nobla
o powierzchni 7 000 metrów kwadratowych. Plac ten przekazano nowo powstającej parafii. W ten sposób to miejsce stało się głównym i najważniejszym ośrodkiem w parafii, stanowiąc do dziś miejsce sprawowania Eucharystii oraz osobistej modlitwy wiernych.
W lutym 1938 roku sprowadzono z Żoliborza drewnianą kaplicę
i umieszczono ją na placu przy ulicy Nobla. 19 marca 1938 roku o godz. 9.00 po raz pierwszy została odprawiona Msza święta na Saskiej Kępie. Poświęcenia placu kościelnego dokonał ks. kanonik Feliks de Ville (proboszcz parafii na Kamionku
i dziekan praski) w obecności wicerektora seminarium ks. Stanisława Mystkowskiego i proboszcza parafii Najczystszego Serca Maryi na Grochowie
ks. Jana Sztuki. Mszę świętą celebrował ks. Władysław Roguski – pierwszy proboszcz saskokępskiej parafii, delegowany przez władze kościelne do utworzenia wspólnoty parafialnej i jednocześnie zbudowania kościoła przy ulicy Nobla.
Eucharystia była sprawowana w małym drewnianym kościółku, przeniesionym z parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Kościółek
z konieczności spełniał rolę tymczasowej kaplicy, w której tego dnia licznie zgromadzili się mieszkańcy Saskiej Kępy. Atmosfera była bardzo podniosła,
a wierni już wcześniej okazali proboszczowi swą życzliwość i pomoc przygotowując wnętrze kościoła do uroczystości.
17 kwietnia wszedł w życie dekret kardynała Aleksandra Kakowskiego,
na mocy którego utworzono nową parafię pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Saskiej Kępie, a urząd proboszcza powierzono
ks. Władysławowi Roguskiemu. Tego dnia w Rzymie odbywała się kanonizacja
św. Andrzeja Boboli, stąd decyzją władz kościelnych sprowadzony kościółek jako patrona otrzymał nowego męczennika. Z kolei ks. Roguski, ze względu na swoją osobistą pobożność maryjną poprosił, aby powstająca parafia była pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Granice parafii zostały określone
we wspomnianym dekrecie i zostały całkowicie wydzielone z parafii Bożego Ciała na Kamionku.
Początkowo w niedziele i święta były odprawiane trzy Msze święte.
Od Wielkanocy ks. Roguski zwiększył liczbę Mszy do czterech, a 8 maja ostatecznie do pięciu. Podczas każdej z nich drewniany kościółek był zapełniony.
W odpowiedni przebieg czynności liturgicznych wielki wkład mieli świeccy pracownicy: kościelny Józef Rafalik oraz organista Stanisław Balcerzak.
Po świętach wielkanocnych proboszcz zorganizował dla parafian dwie serie rekolekcji – najpierw dla służby domowej, potem dla inteligencji. Pewną trudnością w sprawowaniu liturgii i tworzeniu duszpasterstwa był brak naczyń liturgicznych, obrazów, krzeseł i innych przedmiotów kościelnych, ale w krótkim czasie udało się tym brakom zaradzić i kościół w czerwcu został już w pełni wyposażony.
Na początku maja 1938 roku ks. Roguski wydrukował ulotkę, apelując do parafian o zaangażowanie w dzieło budowy kościoła i tworzenia parafii.
APEL KSIĘDZA ROGUSKIEGO W ZWIĄZKU Z POWSTANIEM PARAFII:
Czy jest taka więź, któraby łączyła wszystkich duchem wiary, pojednania, miłości, któraby dawała możność oddziaływania na siebie w duchu Chrystusowi pilnowała czystości ognisk rodzinnych, słowem wpajała i pielęgnowała prawdziwą kulturę wewnętrzną?
Owszem, istnieje taka więź. Jest nią parafia a w niej kościół. Zrządzeniem Opatrzności Bożej doczekała się kościoła i parafii piękna dzielnica nad Wisłą — Saska Kępa, nie poniósłszy przy tym żadnych kosztów. Kuria Metropolitalna nabyła od miasta plac (7000 mtr. kw.) przez wymianę na place kościelne. Również poniosła koszta przy sprowadzeniu kościółka z Żoliborza.
Z woli JE. Ks. Kardynała Kokowskiego miałem szczęście odprawić w kościółku pod wezwaniem Św. Andrzeja Boboli pierwszą Mszę św. dnia 19 marca r. b.r., a 17 kwietnia zostałem mianowany proboszczem nowej parafii pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Czcigodni parafianie!
Czy wszyscy już znacie swój kościół parafialny, czy wszyscy korzystacie z Najświętszej Ofiary jaką jest Msza św., czy wszyscy interesujecie się kiedy rozpocznie się budowa nowej świątyni godnej mieszkańców Saskiej Kępy? Obecnie są odprawiane Msze św. w niedziele i święta o godz. 7, 9, 11, 12.30, a od 8 maja jeszcze będzie Msza św. o godz. 1O-ej.
Ulotkę rozpowszechniono w maju 1938 roku. Zachowano oryginalną pisownię.
Budowa Kościoła
Zaraz po otrzymaniu nominacji na proboszcza parafii na Saskiej Kępie ks. Władysław Roguski z wielką energią podjął się dzieła budowy kościoła. Już 31 marca 1938 roku zawarł tymczasową umowę z inżynierem Piotrem Lubińskim, który został naczelnym kierownikiem budowy. W końcu czerwca ks. Roguski zwrócił się do Funduszu Pracy o przyznanie kilkunastu robotników do wykopów przy fundamentach. Ponieważ wiercenia wykazały, że już na głębokości 2,5 m pojawia się woda, zadecydowano o wykorzystaniu 214 pali w celu umocnienia gruntu. Wbijanie pali rozpoczęto 6 sierpnia i ukończono 15 września. W ten sposób ziemia została przygotowana do kolejnego etapu prac budowlanych.
Oprócz tego w początkach września przystąpiono do wykopów pod wieżę. Również w tym miejscu dała znać o sobie wodą, stąd należało ją najpierw odprowadzić i dopiero potem można było zalać fundamenty, co ostatecznie nastąpiło w grudniu 1938 roku. W połowie września ks. Roguski wydał ulotkę
w liczbie 4 000 egzemplarzy, która była zachętą i jednocześnie prośbą o pomoc skierowaną do parafian. We wspomnianej ulotce proboszcz apelował: „6 sierpnia przystąpiliśmy do zakładania fundamentów, przez uprzednie wbijanie pali. (Wykopy finansował Fundusz Pracy, za co mu serdecznie Bóg zapłać!) — Koszta zakładania fundamentów, zważywszy na niewdzięczny teren, są poważne. Ale i tu przyszła nam z pomocą Kuria. Mogę śmiało podkreślić, że jeszcze żadna parafia nie otrzymała takiej pomocy finansowej, jak Saska Kępa. Ale oczywiście dalsze apelowanie do Kurii o pomoc finansową byłoby już teraz niemożliwe. Czyż wobec takich faktów potrzebuję jeszcze zachęcać swoich parafian do ofiarności na rzecz dalszej budowy kościoła? Będąc już od pół roku proboszczem na Saskiej Kępie, zdołałem przeniknąć uczucia swoich parafian, kochających swoją piękną dzielnicę. Mówiono mi jednomyślnie, że gdy mieszkańcy zobaczą zakładane fundamenty, samorzutnie zaczną wnosić miesięczne składki — każdy w miarę swej możności. Dalej — że zbieranie składek winno odbywać się przez inkasowanie Urzędu Pocztowego. Wreszcie — przydałby się Komitet, który by służył swoją radą i wskazówkami przy budowie kościoła. Podzielając słuszność tej opinii, uproszę niektóre z Czcigodnych Parafianek, by we wrześniu odwiedzały poszczególnych właścicieli domów i mieszkań z listami przeze mnie poświadczonymi. Czcigodni Parafianie! Deklarujcie chętnie na listach, a później wpłacajcie na P. K. O. według swej możności grosz ofiarny, począwszy od miesiąca października roku bieżącego, by świątynia nasza, pod wezwaniem Św. Andrzeja Boboli, stanęła w niedługim czasie i była prawdziwą ozdobą naszej reprezentacyjnej dzielnicy. Tak nam dopomóż Bóg i Matka Boska Nieustającej Pomocy, Patronka naszej parafii!”
Po osuszeniu terenu i wbiciu drewnianych pali, we wrześniu przystąpiono do prac związanych z zalewaniem fundamentów, które ukończono w listopadzie.
30 kwietnia 1939 roku to bardzo ważna data w dziejach parafii przy ulicy Nobla. Tego dnia odbyło się uroczyste poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę nowego kościoła. Poświęcenia dokonał arcybiskup Stanisław Gall,
a w uroczystościach wzięli udział przedstawiciele władz administracyjnych, na czele z ówczesnym prezydentem Warszawy Stefanem Starzyńskim. Spore wrażenie na uczestnikach ceremonii wywarł fakt, że mury kościoła w tamtym okresie miały już cztery metry wysokości.
Pierwszy proboszcz sukcesywnie kontynuował prace budowlane w wyniku czego w lipcu 1939 roku mury kościoła miały już dziesięć metrów. Równolegle z budową świątyni ks. Roguski zamierzał prowadzić budowę domu parafialnego, jednak na przeszkodzie stanął wybuch II wojny światowej. W styczniu 1946 roku ks. Roguski zwrócił się osobiście do Ministerstwa Odbudowy z prośbą o pomoc w dalszej budowie kościoła. W odpowiedzi wysoki rangą urzędnik odmówił wsparcia inwestycji i polecił, aby mieszkańcy Saskiej Kępy uczęszczali na Msze do kościoła na Kamionku. W związku z taką sytuacją pierwszy proboszcz rozpoczął budowę domu parafialnego i już w czerwcu rozpoczęto wykopy. Chcąc bardziej zainteresować parafian budową ks. Roguski na jesieni 1946 roku umieścił specjalną tablicę przy kościele, gdzie podał szczegółowe informacje dotyczące wykonanych dotychczas prac i kosztów, jakie poniosła parafia. Ponadto opublikował ulotkę, którą dostarczono parafianom.
W styczniu 1948 roku podczas zebrania Rady Parafialnej podjęta została decyzja o pewnych zmianach w projekcie budowy kościoła. Poprzedni projekt został zmodyfikowany przez inż. Józefa Łowińskiego i prof. Jana Bogusławskiego. W parafii przeprowadzono kilka zbiórek w celu zgromadzenia odpowiednich środków. Na jesieni władze kościelne ostatecznie zaakceptowały nowy projekt, dzięki czemu rozpoczęto prace budowlane. Prowadzono je systemem gospodarczym, ze względu na ograniczone zasoby finansowe. Pod koniec 1948 roku ks. Roguski zwrócił się do Kurii Metropolitalnej z prośbą o zgodę na zmianę tytułu kościoła. Pierwszy proboszcz prosił, aby w miejsce dotychczasowego wezwania św. Andrzeja Boboli, kościół otrzymał ten sam tytuł co parafia, czyli Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Jednak odpowiedź kurii była odmowna, co uzasadniano tym, że w stolicy brakowało wówczas świątyni pod wezwaniem tego świętego męczennika. Wiosną 1950 roku wznowiono prace budowlane. Według zamierzeń Rady Parafialnej planowano dokończyć konstrukcje łuków i sklepienie kościoła. Znamienne jest, że w opinii ks. Roguskiego zrealizowanie tych celów było uzależnione od pomocy Bożej i pieniędzy. W tym czasie dokonano pewnej modyfikacji projektu, decydując się, aby dach był pochylony pod kątem 45 stopni i przykryty dachówką. Pociągnęło to za sobą zwiększenie kosztów, ale według proboszcza kościoła nie buduje się na okres kilkunastu lat, lecz na wiele stuleci. Stąd warto podjąć wszelki wysiłek, aby świątynia była piękna. Niestety realizacja nakreślonych na rok 1950 planów nie była możliwa. Na przeszkodzie stanęły zasadniczo dwie trudności: brak pieniędzy i brak materiałów budowlanych. Szczególny problem stanowiło w tym okresie zdobycie cementu. Jak się okazało nie wynikało to tylko z powodu brak odpowiedniej ilości tego materiału. Istotnym czynnikiem była ideologiczna niechęć komunistycznych władz do Kościoła katolickiego, stąd konsekwentnie utrudniano dalsze prace przy wznoszeniu świątyni na Saskiej Kępie. W maju 1952 roku energicznie przystąpiono do kontynuowania budowy kościoła. Udało się ostatecznie ukończyć konstrukcję dachu, a duszpasterze i parafianie byli bardzo zdeterminowani, żeby jeszcze przed zakończeniem roku odbyło się poświęcenie kościoła. Podjęto w tym celu konkretne kroki, w następstwie czego ks. Roguski ustalił z Prymasem Wyszyńskim datę poświęcenia kościoła na 3 października 1952 roku. Taka perspektywa zmobilizowała wszystkich do wytężonej pracy. Wielką pomoc stanowił twórca projektu i architekt – profesor Jan Bogusławski, który za swój projekt i wykonane rysunki nie pobierał żadnego wynagrodzenia. Dwa tygodnie przed wyznaczonym terminem poświęcenia członkowie Rady Parafialnej zaczęli wątpić w możliwość ukończenia prac budowlanych przed przyjazdem do parafii Księdza Prymasa. W związku z tym ks. Roguski zwrócił się do parafian z żarliwym apelem o pomoc. Odpowiedź była niesamowita, gdyż ok. 2 000 osób z różnych sfer ofiarowało swą bezinteresowną pomoc. Dzięki temu 3 października 1952 roku odbyła się uroczystość poświęcenia nowego kościoła, którego dokonał arcybiskup Stefan Wyszyński.
Architekci kościoła
Główni architekci i projektanci kościoła:
Jan Bogusławski urodził się w 1910 roku w Warszawie, zmarł w 1982. W roku 1918 wstąpił do Gimnazjum Stefana Batorego w Warszawie, które ukończył w 1927. W 1933 ukończył studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Zmobilizowany w 1939 roku dostał się do niewoli i do 1945 przebywał w obozie jenieckim w Woldenbergu. W styczniu 1945 wrócił do Warszawy i rozpoczął pracę w Biurze Odbudowy Stolicy. Członek Prymasowskiej Rady Odbudowy Kościołów Warszawy. Od 1954 pracował na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. W 1957 został mianowany docentem, a w 1969 profesorem nadzwyczajnym. Generalny projektant odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie. Opracował projekty kościołów w Stalowej Woli, na Saskiej Kępie w Warszawie, w Dębnie, Gorajcu i na Stegnach w Warszawie, czy też mniejsze realizacje, jak prezbiterium archikatedry warszawskiej. Za swoją pracę otrzymał szereg nagród i odznaczeń oraz Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.
Architekt Józef Stanisław Łowiński urodził się w 1902 roku w Warszawie. Pod koniec lat 30-tych sprowadził się na Saską Kępę i zamieszkał wraz z żoną Heleną przy ulicy Czeskiej. W latach 1939-1944 zaangażował się w ruch oporu. Jako oficer plutonu saperów batalionu “Bełt”, brał czynny udział w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie bardzo aktywnie włączył się w odbudowę Warszawy, biorąc udział w licznych konkursach architektonicznych i realizując szereg obiektów. Pracował między innymi w Biurze Odbudowy Stolicy, kierując pracownią “Saska Kępa”. Przy współpracy z Prof. Bogusławskim zaprojektował kościół na Saskiej Kępie, przy ulicy Nobla. Do końca czynny zawodowo, zmarł w 1976 r. Obie córki Małgorzata i Anna skończyły Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej.
Prof. Jerzy Bogusławski opisuje projekt budowy kościoła i jego architekturę:
Kiedy mój Ojciec, prof. Jan Bogusławski, rozpoczynał prace projektowe nad kościołem na Saskiej Kępie, ściany świątyni były już wybudowane do wysokości 10 m. Stanowiło to na pewno duże utrudnienie w przedstawieniu swojej wizji, zarówno wnętrza jak i bryły. Trzeba też pamiętać, że w tamtych czasach, przed Soborem Watykańskim II, schemat rzutu dla dużych kościołów był bardzo rygorystyczny i podlegał kanonowi polegającemu na budowie trójnawowych bazylik z transeptem i absydą, kończącą nawę główną oddzieloną tzw. „łukiem tęczowym” gdzie usytuowany był ołtarz główny. Projekt Ojca zakładał bardzo nietypowe podniesienie wysokości naw bocznych do wysokości nawy głównej i przeszklenie ich „kurtyną” z okien, powyżej istniejących ścian. Jednocześnie ażurowa konstrukcja sklepienia pozwoliła na wpuszczenie światła dziennego do nawy głównej. Taki sposób ukształtowania wnętrza stworzył możliwość scalenia go w jedną przestrzeń, tak charakterystyczną dopiero w późniejszym myśleniu o miejscu przeznaczonym dla wiernych podczas sprawowania liturgii. Transept został tylko lekko zaznaczony poprzez zaprojektowanie dwóch bocznych kaplic w formie półkolistej. Dużą innowacją było także przyjęte rozwiązanie sklepienia. Tradycyjne sklepienie krzyżowo – żebrowe zostało pozbawione wypełnień żeber i oparto na nim lekkie łupiny żelbetowe. Spowodowało to wrażenie lekkości, jednoprzestrzenności i strzelistości całego wnętrza, sprzyjającej modlitwie. W ten sposób powstała przestrzeń, będąca w opozycji do statycznej bryły świątyni. W swoich pracach Ojciec zawsze współpracował z artystami z wielu dziedzin. Zaowocowało to przepięknym malarstwem ściennym wykonanym przez Jerzego Ostrowskiego, które przedstawia sceny z życia Maryi umieszczone w nawach bocznych i wizerunkami polskich świętych w łuku tęczowym. Fasada kościoła jest wzbogacona o podcień oparty na lekkich kolumnach. Przywołuje ona swoimi proporcjami wspomnienie fasad kościołów gotyckich, zaprojektowanych w stylu nadwiślańskim, z ich charakterystycznym rozrzeźbionym zakończeniem. Lecz zamiast cegły użyto prefabrykowanych elementów betonowych, które w sposób harmonijny łączą się z oknami elewacji bocznych. W pierwotnej wersji projektu znajdowały się na niej rzeźby przedstawiające symbole czterech ewangelistów. Ta delikatna struktura powoduje, że bryła kościoła wydaje się unosić ku górze. Całość założenia miała mieć dominantę w formie dzwonnicy, niestety nigdy nie została ona zrealizowania. Mam nadzieję, że może kiedyś do tego dojdzie.
Jerzy Bogusławski, ur. w 1953 r., syn prof. Jana Bogusławskiego, głównego projektanta kościoła, w 1979 uzyskał dyplom Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. W latach 1980-1983 projektant w Pracowni Konserwacji Zabytków Oddział Warszawa. W latach 1983-1985 wiceprezes Stowarzyszenia Architektów Polskich i wykładowca na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Od 1984 roku prowadzi własna autorską Pracownię Architektoniczną, obecnie pod nazwą Bogusławski i Partnerzy, w której powstają projekty wszelkich budynków kubaturowych i wnętrza. Od 1998 wykładowca Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Architektury Wnętrz. Prorektor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
Patronka Parafii
W sierpniu 1955 roku ks. Roguski wprowadził w każdą środę Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Uzasadniał to oczywiście tym, że Matka Boża Nieustającej Pomocy jest patronką parafii. W tej decyzji z pewnością miała swoje podłoże osobista pobożność maryjna pierwszego proboszcza. Tym samym w parafii rozpoczęła się piękna tradycja odmawiania w każdą środę tej nowenny, która trwa nieprzerwanie do chwili obecnej.
Historia obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy znajdującego się w kościele na Saskiej Kępie
W roku 1938 Przewielebny Ksiądz Proboszcz Władysław Roguski (1889-1972) z polecenia władzy kościelnej zaczął budować kościół w nowo powstającej parafii pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Saskiej Kępie. Budowę niszczyły działania wojenne (1939-1945). Po wojnie rozpoczynał na nowo. W tych trudnościach liczył na pomoc Matki Bożej, dlatego pragnął umieścić tam, otaczany czcią w Polsce, od wieków, obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W zrujnowanej po wojnie Warszawie nie było sklepów z paramentami liturgicznymi, nie było możliwości kupienia obrazu jakiegokolwiek. Zatem Ks. Proboszcz Roguski poszukiwał go w warszawskich parafiach i kościołach, równie zniszczonych, a także i w zakonach. Zwrócił się też do znanego Mu i bliskiego przez kontakty wydawnicze, Zgromadzenia Sióstr Loretanek na Pradze. Przedstawił z właściwą sobie pogodą ducha w ewangelicznej pokorze i trosce swą prośbę, z zapytaniem czy zgromadzenie nie posiada takiego obrazu, zaznaczając jednocześnie trudne problemy budowy i potrzeby parafii. Odpowiadając na prośbę Przewielebnego Księdza Proboszcza Władysława Roguskiego, na potrzeby kościoła i wspólnoty parafialnej na Saskiej Kępie, siostry loretanki użyczyły obrazu do czasu, gdy Ksiądz Proboszcz będzie w możliwości posiadania nowego obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Siostry loretanki posiadały obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy po Założycielu Zgromadzenia Ks. Ignacym Kłopotowskim, czczony, przez niego w jego mieszkaniu z pietyzmem i kultem. Ten właśnie obraz odstąpiono dla wyżej wspomnianej nowo powstającej parafii.
Mijały lata, kościół wykończono w 1952 roku. Obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy został otoczony czcią parafian. Umieszczony w bocznej kaplicy pięknego kościoła, słynie łaskami, otoczony wotami i atmosferą modlitwy. W takiej sytuacji Zgromadzenie Sióstr Loretanek pozostawia w naszej świątyni wyżej wymieniony obraz, ciesząc się ze czci jaką odbiera.
Świadectwo ks. Tadeusza Kota, zredagowane w Warszawie, dnia 20 stycznia 1992r.
Wspomnienia Ludmiły Paderewskiej z czasów II Wojny Światowej
Moi rodzice Wacław i Jadwiga Graba-Łęccy pobrali się w Warszawie w 1927 roku. Miałam dwoje rodzeństwa: brat Kazimierza (ur. 1928) i siostrę Hannę (ur. 1931). Rok po siostrze urodziłam się ja. Przez pewien czas mieszkaliśmy w Krynicy, jednak rodzice zdecydowali się w 1935 roku na powrót do Warszawy, gdyż Stefan Starzyński jako prezydent stolicy zaproponował mojemu ojcu funkcje wiceprezydenta. Zamieszkaliśmy na Saskiej Kępie, przy ulicy Nobla 7. Latem 1939 roku wyjechaliśmy do Nałęczowa, gdzie zastał nas wybuch wojny. Ojciec przez Rumunię przedostał się na zachód Europy, my zaś z mam i rodzeństwem w sierpniu 1940 r. wróciliśmy na Warszawy. We wrześniu poszłam do szkoły, która wówczas była zlokalizowana w prywatnych domach rozrzuconych na Saskiej Kępie. Najpierw chodziłam na lekcje do małego domku przy ulicy Szczucińskiej, dziś już nieistniejącego. Potem w październiku przeniosłam się do szkoły, która znajdował się przy ulicy Obrońców 1. Dyrektorką szkoły była pani Kazimiera Rogalska, tam skończyłam V klasę w 1943 roku. Następnie uczęszczałam na tajne komplety, które odbywały się w domu położonym na rogu Saskiej i Irlandzkiej. Na Saskiej Kępie w tym okresie było stosunkowo spokojnie. Dzielnica nie była bardzo zniszczona w wyniku działań wojennych, choć zdarzały się pojedyncze przypadki eksplozji i wybuchów, na przykład bomba zniszczyła część domów przy zbiegu ulic Saskiej i Adampolskiej. Pamiętam, że pewnego dnia idąc do szkoły dowiedziałam się, że na ulicy Katowickiej leży zamordowana kobieta. W okresie okupacji życie na Saskiej Kępie tętniło i praktycznie w każdym domu coś się działo: tajne komplety, kolportaż gazetek, konspiracja, współpraca z Szarymi Szeregami. Ponadto wewnątrz murów kościoła ks. Roguski wybudował ścianę, wyodrębnił pewną przestrzeń i zorganizował prowizoryczną kaplicę, w której odprawiano Msze święte. W 1942 roku przystąpiłam do I Komunii świętej, a sukienką komunijną była ta sama sukienka, w której sypałam kwiatki podczas procesji jako bielanka. Śpiewałam również w chórze parafialnym podczas Mszy niedzielnych o godz. 9. Moja edukacja szkolna zakończyła się wraz z wybuchem powstania warszawskiego. 10 września na Saskiej Kępie rozpoczął się ostry ostrzał artyleryjski dokonywany przez Armię Czerwoną. Przy ulicy Nobla stacjonowała jednostka Wermachtu, która była celem tego ostrzału. Nasz dom był wówczas pełen ludzi, gdyż Niemcy wysiedlili wszystkich mieszkańców Saskiej Kępy za linią Francuskiej w kierunku Wisły. 12 września schroniliśmy się wszyscy w piwnicy, gdyż tego dnia zaczął się bardzo silny ostrzał. W pewnym momencie ludzie zaczęli krzyczeć, że kościół się pali. Kilka osób wybiegło na zewnątrz, żeby gasić pożar. W pobliżu kościoła znajdowała się pompa. Wśród osób ratujących kościół była moja siostra Hania. Pożar skutecznie udało się ugasić. Kiedy zaczął się kolejny ostrzał moja mama pobiegła szukać Hani. Znalazła ją ranną przy kościele i przyniosła ją do domu. Zaczęła się reanimacja. Jednak okazało się, że moja siostra Hania już nie żyła. Miała 13 lat. Następnego dnia pochowaliśmy ją w ogrodzie na terenie naszej posesji. Zostałyśmy z mamą we dwie, gdyż brat w tym czasie walczył w powstaniu. 14 września wojska radzieckie zdobyły Pragę, a mieszkańcom Saskiej Kępy ogłoszono, że ze względu na przesuwający się front mają opuścić dzielnicę. Mama, ja i nasi sąsiedzi państwo Kożuchowscy przez zaminowane działki uciekliśmy na Grochów, a następnie dotarliśmy do Starej Miłosnej. Tam zatrzymaliśmy się w opuszczonym domu. Pan Kożuchowski, co jakiś czas powracał na Saską Kępę i z naszych domów przeganiał rabujących żołnierzy Armii Czerwonej. Do domu przy ulicy Nobla powróciłam z mamą dopiero w lutym 1945 roku. Był to bardzo trudny czas - było zimno, cierpiałyśmy głód, chodziłam w wyrośniętych już ubraniach, gdyż nie było innych. Mama za pośrednictwem Czerwonego Krzyża szukała informacji na temat mojego brata - bezskutecznie. Dopiero od znajomych dowiedziała się, że Kazik walczył pod Pęcicami. W 1946 roku przeprowadzono tam ekshumacje. Z powstańczego grobu wydobyto 91 ciał. Wśród nich znajdowało się ciało Kazika, które mama rozpoznała. Tego samego dnia ekshumowano z ogrodu ciało mojej siostry i oboje rodzeństwa, razem z babcią i bratem stryjecznym pochowano w rodzinnym grobie na Powązkach. Pogrzeb odprawił związany z naszą rodziną Ksiądz Proboszcz Władysław Roguski, w dniu 6 maja 1946 roku. Ten sam kapłan udzielił ślubu mi i mojemu mężowi Karolowi w kościele na Saskiej Kępie 15 sierpnia 1960 r.
Wspomnienia spisane przez ks. Pawła Cieślika na podstawie osobistej rozmowy z panią Ludmiłą Paderewską w dniu 17 lutego 2013 r.
Mgr inż. Tadeusz Burchacki opisuje sytuację na Saskiej Kępie po wybuchu wojny
Podkreślić należy, że mieszkańcy Saskiej Kępy samorzutnie włączyli się do obrony dzielnicy. Z inicjatywy i pod kierunkiem miejscowego lekarza doktora Józefa Leśniewskiego, zorganizowano punkt sanitarny przy ulicy Obrońców 25. Przeznaczony początkowo dla ludności cywilnej punkt ten zaczął wkrótce przyjmować rannych żołnierzy. Jego personel, składający się z nieobjętych mobilizacją lekarzy i przeszkolonego personelu pomocniczego, liczył 18 osób. Wyposażenie punktu (łóżka, materace, pościel itp.) pochodziły z darów miejscowej ludności. Także środki medyczne i żywność w pierwszym okresie pochodziły z darów mieszkańców, później zaś z przydziałów dokonywanych za pośrednictwem miejscowego Oddziału Straży Obywatelskiej. Przy punkcie zorganizowano kuchnię, która przygotowywała posiłki także dla mieszkańców okolicznych domów.
W pamięci mieszkańców dzielnicy zapisała się postać właścicielki miejscowej apteki pani Aleksandrowiczowej, która bezinteresownie przekazywała potrzebne im medykamenty oraz właścicieli sklepu Braci Pakulskich przy ulicy Francuskiej (róg Obrońców), którzy także nie szczędzili im żywności, najczęściej nieodpłatnie.
W pamięci tej zapisała się także obecność, powstałej tu zaledwie przed rokiem, rzymskokatolickiej parafii. Jej proboszcz, Ks. Władysław Roguski, nie tylko spieszył z pociechą duchową, docierając z przenośnym „konfesjonałem” do poszczególnych punktów oporu i udzielając żołnierzom i cywilom rozgrzeszenia in articulo mortis - włączał się także do akcji opiekuńczych i sanitarnych. Na terenie tym działali także księża kapelani - ochotnicy: ks. Michał Ślipek i ks. Wacław Karłowicz. Ks. Ślipek (później w czasie okupacji szef duszpasterstwa Okręgu Zachodniego Armii Krajowej) obok posługi duszpasterskiej był wszędzie tam, gdzie mógł być potrzebny: w czasie walk przemierzał tereny poza linią barykad docierając tam do zabitych i rannych, czuwał na barykadach, zachęcając do wytrwałości.
Fragment zaczerpnięty z broszury „Pięćdziesięciolecie parafii na Saskiej Kępie”, wydanej w Warszawie w 1988 roku przez Instytut Prymasowski.
Wspomnienia Księdza Biskupa Kazimierza Romaniuka z okresu pracy wikariusza w parafii na Saskiej Kępie
Na Saską Kępę przybyłem jako sześciomiesięczny kapłan w czerwcu 1952 roku. Moim poprzednikiem był ks. Andrzej Marczak, który pracował na Saskiej Kępie ponad 10 lat i właściwie na jego barkach spoczywały sprawy związane z budową świątyni. Był jedynym wikariuszem, a w pracy duszpasterskiej wspierali go dwaj księża rezydenci: ks. dr Zygmunt Bielecki (wice - oficjał Sądu Kościelnego) i ks. Bolesław Zieleniecki (kapłan diecezji płockiej). Proboszczem był ks. kanonik Władysław Roguski. Do niego przede wszystkim należała mrówcza i niewdzięczna rola gromadzenia środków materialnych potrzebnych do budowy.
Katechezy w szkole już nie było. Lekcje odbywały się w sali parafialnej, były prowadzone przez panią W. Jagiełłowicz, wprost charyzmatyczną katechetkę. Żywiła nas pani Z. Wydryszkowa, kościelnym był pan Józef Rafalik, wspierany przez, wtedy jeszcze młodzieńca, Henia. Organistą był prof. Balcerzak.
Przez pierwszy rok mojego pobytu na Kępie pracy nie było dużo. W roku następnym sytuacja zmieniła się pod tym względem na gorszą, gdyż władza archidiecezjalna poleciła mi prowadzić wykłady z patrologii i łaciny kościelnej w naszym seminarium na Krakowskim Przedmieściu. Parafia jednak była i przestrzennie i materialnie, choć jedyna na Kępie, stosunkowo nie duża. Dla przykładu, ulica Saska była zabudowana tylko od strony kościoła, a po drugiej stronie było zaledwie kilka domów. Wiernych w sumie liczyła może 7-8 tysięcy.
I właśnie kilka słów o tych wiernych, bo Kościół to nie tylko, ale także, a może nawet głównie ludzie, nasi wierni. Trochę niezwykła była wtedy ta społeczność wiernych na Saskiej Kępie. Znaczny ich procent stanowili arystokraci, posiadający przed wojną, niekiedy wielkie majątki ziemskie daleko nawet poza Warszawą gdzie spędzali zazwyczaj piękne dni wiosny i lata, a na zimę przybywali do Warszawy, gdzie posiadali piękne wille, głównie na Saskiej Kępie. Stąd mieli ułatwiony dostęp do wielkomiejskiej kultury w postaci teatrów, kin i sal koncertowych. Po wojnie, która pozbawiła ich wszelkich majątków ziemskich z konieczności zamieszkali – szczęście, że mieli gdzie - w swoich warszawskich domach. Ich sytuacja była szczególnie trudna. Przeważnie nie posiadali żadnego praktycznego zawodu. Innej pracy, właśnie ze względu na pochodzenie, otrzymać nie mogli. Radzili sobie tak, że przyjmowali do mieszkania pracowników różnych ambasad – Saska Kępa uchodziła za dzielnicę szczególnie elegancką – a sami urządzali się jakoś w piwnicach własnych domów. Właśnie z takiego rozwiązania skorzystała w roku chyba 1953 rodzina państwa Radziwiłłów, przybywających do Polski z więzienia moskiewskiego, gdzie zmarła ich babcia, a oni to znaczy pan Edmund, jego żona Izabela i dwoje już podrastających dzieci: Krysia i Ferdynand przybyli do Warszawy. Zatrzymali się w domu swojej dawnej gosposi, która po latach pracy w Nieborowie - Nieświeżu była w stanie nabyć sobie willę na Saskiej Kępie. Niestety, cała góra tego domu była już zajęta przez Ambasadę Francuską. Państwo Radziwiłłowie zatrzymali się dosłownie u pani Marysi, która już mieszkała w podziemiach swojego domu. Dodam, że cała rodzina książąt Radziwiłłów, zaraz po przybyciu do Polski, złożyła wizytę miejscowemu księdzu proboszczowi. W każdą niedzielę wszyscy członkowie rodziny pojawiali się w kościele, zawsze na 11, trzymając w ręku grube benedyktyńskie mszaliki.
Na wspomnienie zasługuje stosunek parafii do tej właśnie kategorii wiernych. Działał dość prężny, choć niezbyt rozbudowany, Caritas parafialny. Dwie panie zasłużyły się wyjątkowo w świadczeniu chrześcijańskiego miłosierdzia: pani Hilchenowa i pani Szczaniecka. Całe dni krążyły po parafii, wyszukiwały szczególnie potrzebujących i czym tylko mogły, pomagały. Miałem przy tym też niemało zajęć. Obydwie panie wspierała siostra Katarzyna Steinbeck – franciszkanka z Lasek. Miała na Kępie wielu znajomych, właśnie w owych środowiskach arystokratycznych. .
Kontaktu bardziej ścisłego z większą ilością wiernych nie można było nawiązać, gdyż tak zwane kolędowanie było wtedy zakazane. Ksiądz proboszcz utrzymywał jednak stałą i szczególną łączność z kółkami różańcowymi, a wiadomo, jak bardzo są one pożyteczne w naszych parafiach.
W Liceum im. A. Mickiewicza, znajdującym się właśnie na terenie parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy, w roku 1946 uzyskałem świadectwo dojrzałości. Jako wikariusz tej parafii, po sześciu latach, pobłogosławiłem kilka związków małżeńskich moich dawnych kolegów licealnych. Spośród chłopców, którzy byli ministrantami w czasie tych obrzędów, niektórzy później stali się kapłanami, a wśród nich Andrzej Wrotniak, także wychowanek Liceum Mickiewicza, a potem doktor prawa kanonicznego i sędzia Trybunału
Kościelnego.
Świadectwo spisane na prośbę autora 14 stycznia 2013 roku.
Świadectwo Marka Lepy na pogrzebie ks. Tadeusza Kota
Ukochany Księże Prałacie!
Ty ukochałeś Boga i ludzi. Nie ma Cię wśród nas przy ołtarzu, nie ma Cię w konfesjonale, nie ma Cię wśród młodzieży saskokępskiej, nie ma Cię.... A jednak jesteś tu dziś. Bo została Twa miłość Boga i człowieka.
Kochałeś Saską Kępę, choć urodziłeś się po tamtej stronie Wisły. Pokochałeś tę Parafię Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przez 43 lata oddawałeś Parafii swe siły, swoją posługę kapłańską, swoją gorliwą i cichą pracę. Doprowadziłeś do tego, żekościół został ozdobiony polichromią, otrzymał organy, nowe stacje Drogi Krzyżowej, nowe tabernakulum, zainstalowane zostały dzwony, powstał nowy dom katechetyczny. Dziś to wszystko wydaje się oczywiste, istniejące.
Budowałeś nie tylko mury. Budowałeś Kościół serc, kościół Ducha Bożego. Ilu kapłanów uformowałeś jak Ojciec, jak dobry Pasterz. Dziś są Proboszczami, Prałatami, Dziekanami w Kościele Warszawskim. Masz „swoich”, z naszej parafii wywodzących się, kapłanów, o których dbałeś przez cały okres wykluwania się powołania, okres seminarium i pierwszych kroków ich kapłańskiej służby.
Wytrwały sługo Konfesjonału! Ilu ludzi pojednałeś Bogiem. Ile dzieci nauczyłeś dobroci i łaskawości Boga i Jego Miłosierdzia.
Pamiętasz Księże Proboszczu- wtedy proboszczu-jak cieszyłeś się na 50-lecie Parafii. A pamiętasz Ukochany Księże Prałacie jak wzbraniałeś się przed uroczystościami twego Jubileuszu Kapłańskiego 50-lecia czy dwa lata temu 60-lecia. Kilka dni temu zaczęliśmy w tajemnicy szykować Ci 90 urodziny - nie doczekałeś.
Kochała Cię młodzież, kochali Saskokępianie i Ty ich kochałeś. Te tablice Pamięci Narodowej w Kościele, te uznanie dla Ciebie od Towarzystwa Przyjaciół Saskiej Kępy to dowód Twojej o Warszawie i Polsce pamięci i pamięci o Twojej służbie,prawości i miłości Boga i Ojczyzny. Cicho, cichuteńko wspomagałeś dziatwę przy ich wyjazdach na wakacje. Zawsze znalazłeś dla niej czas i uśmiech i nawet emerycki dar serca. Pierwsze boisko do siatkówki na placu przykościelnym, pierwszy stół pingpongowy dla młodzieży w domu parafialnym przyciągały młodych , dla których chciałeś być Opiekunem i Przyjacielem (….) Twoja miłość Boga i człowieka doprowadziła Cię przed oblicze Pana.
Marek Lepa - urodzony w 1953 roku, mgr inż., lider Akcji Katolickiej, wieloletni dyrektor administracyjny PW, dyrektor Departamentu Ekonomiki Edukacji w Ministerstwie Edukacji Narodowej, w latach 2002-2012 kanclerz UKSW. Przemówienie wygłoszone w dniu pogrzebu ks. Kota, 8 maja 2004 r. Zachowano pisownię oryginalną.
Patron kościoła
Św. Andrzej Bobola
Andrzej Bobola urodził się 30 listopada 1591 r. w Strachocinie koło Sanoka. Pochodził ze szlacheckiej rodziny, bardzo przywiązanej do religii katolickiej. Nauki humanistyczne wstępne i średnie wraz z retoryką Andrzej pobierał w jednej ze szkół jezuickich, prawdopodobnie w Wilnie, w latach 1606-1611. Tu zdobył sztukę wymowy i doskonałą znajomość języka greckiego, co ułatwiło mu w przyszłości rozczytywanie się w greckich ojcach Kościoła i dyskusje z teologami prawosławnymi.
31 lipca 1611 r., w wieku 20 lat, wstąpił do jezuitów w Wilnie. Po dwóch latach nowicjatu złożył w 1613 r. śluby proste. W latach 1613-1616 studiował filozofię na Akademii Wileńskiej, kończąc studia z wynikiem dobrym. Ówczesnym zwyczajem jako kleryk został przeznaczony do jednego z kolegiów do pracy pedagogicznej. Po dwóch latach nauczania młodzieży (1616-1618), najpierw w Brunsberdze (Braniewie), w stolicy Warmii, a potem w Pułtusku, wrócił na Akademię Wileńską na dalsze studia teologiczne (1618-1622), które ukończył święceniami kapłańskimi (12 marca 1622 r.). Rok później dopuszczony został do tak zwanej "trzeciej probacji" w Nieświeżu. W latach 1623-1624 był rektorem kościoła, kaznodzieją, spowiednikiem, misjonarzem ludowym i prefektem bursy dla ubogiej młodzieży w Nieświeżu. Jako misjonarz, Andrzej obchodził zaniedbane wioski, chrzcił, łączył sakramentem pary małżeńskie, wielu grzeszników skłonił do spowiedzi, nawracał prawosławnych. W latach 1624-1630 kierował Sodalicją Mariańską mieszczan, prowadził konferencje z Pisma świętego i dogmatyki. Wreszcie został mianowany rektorem kościoła w Wilnie. W latach 1630-1633 był przełożonym nowo założonego domu zakonnego w Bobrujsku. Następnie przebywał w Połocku w charakterze moderatora Sodalicji Mariańskiej wśród młodzieży tamtejszego kolegium (1633-1635). W roku 1636 był kaznodzieją w Warszawie. W roku 1637 pracował ponownie w Połocku jako kaznodzieja i dyrektor studiów młodzieży. W latach 1638-1642 pełnił w Łomży urząd kaznodziei i dyrektora w szkole kolegiackiej. W latach 1642-1643 ponownie w Wilnie pełnił funkcję moderatora Sodalicji Mariańskiej i kaznodziei. Podobne obowiązki spełniał w Pińsku (1643-1646), a potem ponownie w Wilnie (1646-1652). Od roku 1652 pełnił w Pińsku urząd kaznodziei w kościele św. Stanisława. W tym czasie oddawał się pracy misyjnej nad ludem w okolicach Pińska.
Z relacji mu współczesnych wynika, że Andrzej był skłonny do gniewu i zapalczywości, do uporu we własnym zdaniu, niecierpliwy. Jednak zostawione na piśmie świadectwa przełożonych podkreślają, że o. Andrzej pracował nad sobą, że miał wybitne zdolności, był dobrym kaznodzieją, miał dar obcowania z ludźmi. Dowodem tego były usilne starania ówczesnego prowincjała zakonu w Polsce u generalnego przełożonego, aby o. Andrzeja dopuścić do "profesji uroczystej", co było przywilejem tylko jezuitów najzdolniejszych i moralnie stojących najwyżej. Wytrwałą pracą nad sobą o. Andrzej doszedł do takiego stopnia doskonałości chrześcijańskiej i zakonnej, że pod koniec życia powszechnie nazywano go świętym. Dzięki Bożej łasce potrafił wznieść przeciętność na wyżyny heroizmu.
Andrzej wyróżniał się żarliwością o zbawienie dusz. Dlatego był niezmordowany w głoszeniu kazań i w spowiadaniu. Mieszkańcy Polesia żyli w wielkim zaniedbaniu religijnym. Szerzyła się ciemnota, zabobony, pijaństwo. Andrzej chodził po wioskach od domu do domu i nauczał. Nazwano go apostołem Pińszczyzny i Polesia. Pod wpływem jego kazań wielu prawosławnych przeszło na katolicyzm. Jego gorliwość, którą określa nadany mu przydomek "łowca dusz - duszochwat", była powodem wrogości ortodoksów. W czasie wojen kozackich przerodziła się w nienawiść i miała tragiczny finał.
Pińsk jako miasto pogranicza Rusi i prawosławia był w tamtym okresie często miejscem walk i zatargów. Zniszczony w roku 1648, odbity przez wojska polskie, w roku 1655 zostaje ponownie zajęty przez wojska carskie, które wśród ludności miejscowej urządziły rzeź. W roku 1657 Pińsk jest w rękach polskich i jezuici mogą wrócić tu do normalnej pracy. Ale jeszcze w tym samym roku Kozacy ponownie najeżdżają Polskę. W maju roku 1657 Pińsk zajmuje oddział kozacki pod dowództwem Jana Lichego. Najbardziej zagrożeni jezuici: Maffon i Bobola opuszczają miasto i chronią się ucieczką. Muszą kryć się po okolicznych wioskach. Dnia 15 maja o. Maffon zostaje ujęty w Horodcu przez oddział Zielenieckiego i Popeńki i na miejscu ponosi śmierć męczeńską.
Andrzej Bobola schronił się do Janowa, odległego od Pińska około 30 kilometrów. Stamtąd udał się do wsi Peredił. 16 maja do Janowa wpadły oddziały i zaczęły mordować Polaków i Żydów. Wypytywano, gdzie jest o. Andrzej. Na wiadomość, że jest w Peredilu, wzięli ze sobą jako przewodnika Jakuba Czetwerynkę. Andrzej na prośbę mieszkańców wsi, którzy dowiedzieli się, że jest poszukiwany, chciał użyczonym wozem ratować się ucieczką. Kiedy dojeżdżali do wsi Mogilno, napotkali oddział żołnierzy.
Z Andrzeja zdarto suknię kapłańską, na pół obnażonego zaprowadzono pod płot, przywiązano go do słupa i zaczęto bić nahajami. Kiedy ani namowy, ani krwawe bicie nie złamało kapłana, aby się wyrzekł wiary, oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z niej koronę na wzór Chrystusowej i włożyli ją na jego głowę tak, aby jednak nie pękła czaszka. Zaczęto go policzkować, aż wybito mu zęby, wyrywano mu paznokcie i zdarto skórę z górnej części ręki. Odwiązali go wreszcie oprawcy i okręcili sznurem, a dwa jego końce przymocowali do siodeł. Andrzej musiał biec za końmi, popędzany kłuciem lanc. W Janowie przyprowadzono go przed dowódcę. Ten zapytał: "Jesteś ty ksiądz?". "Tak", padła odpowiedź, "moja wiara prowadzi do zbawienia. Nawróćcie się". Na te słowa dowódca zamierzył się szablą i byłby zabił Andrzeja, gdyby ten nie zasłonił się ręką, która została zraniona.
Kapłana zawleczono więc do rzeźni miejskiej, rozłożono go na stole i zaczęto przypalać ogniem. Na miejscu tonsury wycięto mu ciało do kości na głowie, na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu, rany posypywano sieczką, odcięto mu nos, wargi, wykłuto mu jedno oko. Kiedy z bólu i jęku wzywał stale imienia Jezus, w karku zrobiono otwór i wyrwano mu język u nasady. Potem powieszono go twarzą do dołu. Uderzeniem szabli w głowę dowódca zakończył nieludzkie męczarnie Andrzeja Boboli dnia 16 maja 1657 roku.
Kozacy wkrótce wycofali się do miasta. Ciało Męczennika przeniesiono do miejscowego kościoła. Jezuici przenieśli je potem do Pińska i pochowali w podziemiach kościoła klasztornego. Po latach o miejscu pochowania Andrzeja zapomniano. Dnia 16 kwietnia 1702 roku Andrzej ukazał się rektorowi kolegium pińskiego i wskazał, gdzie w krypcie kościoła pod ołtarzem głównym znajduje się jego grób. Ciało znaleziono nietknięte, mimo że spoczywało w wilgotnej ziemi. Było nawet giętkie, jakby niedawno zmarłego człowieka. Zaczęły się mnożyć łaski i cuda. Od roku 1712 podjęto starania o beatyfikację. Niestety, kasata jezuitów i wojny, a potem rozbiory przerwały te starania. Ponownie Andrzej miał ukazać się w Wilnie w 1819 r. dominikaninowi, o. Korzenieckiemu, któremu przepowiedział wskrzeszenie Polski (będącej wówczas pod zaborami) i to, że zostanie jej patronem. Ku wielkiej radości Polaków beatyfikacja miała miejsce dnia 30 października 1853 roku. W roku 1820 jezuici zostali usunięci z Rosji, a opiekę nad ciałem Świętego objęli pijarzy (1820-1830). Relikwie przeniesiono potem do kościoła dominikanów. Wreszcie po wydaleniu dominikanów (1864) przejęli straż nad kościołem i relikwiami kapłani diecezjalni. W roku 1917 przy udziale metropolity mohylewskiego Edwarda von Roppa dokonano przełożenia relikwii. W roku 1922, po wybuchu rewolucji, ciało zostało przeniesione do Moskwy do muzeum medycznego. W roku 1923 rząd rewolucyjny na prośbę Stolicy Apostolskiej zwrócił śmiertelne szczątki bł. Andrzeja. Przewieziono je do Watykanu do kaplicy św. Matyldy, a w roku 1924 do kościoła jezuitów w Rzymie Il Gesu. 17 kwietnia 1938 roku, w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, Pius XI dokonał uroczystej kanonizacji bł. Andrzeja (wraz z bł. Janem Leonardim i bł. Salvatorem de Horta). W roku 1938 relikwie św. Andrzeja zostały uroczyście przewiezione do kraju. Przejazd relikwii specjalnym pociągiem przez Lublianę, Budapeszt do Polski, a następnie przez wiele polskich miast (w tym Kraków, Poznań, Łódź aż do Warszawy) był wielkim wydarzeniem. W każdym mieście na trasie organizowano uroczystości z oddaniem czci świętemu Męczennikowi. W Warszawie, po powitaniu w katedrze, relikwie spoczęły w srebrno-kryształowej trumnie-relikwiarzu w kaplicy jezuitów przy ul. Rakowieckiej. W roku 1939 relikwie zostały przeniesione do kościoła jezuitów na Starym Mieście. Podczas pożaru tego kościoła trumnę przeniesiono do dominikańskiego kościoła św. Jacka, by w roku 1945 przenieść ją ponownie do kaplicy przy ul. Rakowieckiej. Tam do dziś szczątki doznają czci w nowo wybudowanym kościele św. Andrzeja Boboli, podniesionym do rangi narodowego sanktuarium. Warto jeszcze dodać, że z okazji 300-letniej rocznicy śmierci św. Andrzeja papież Pius XII wydał osobną encyklikę (16 V 1957), wychwalając wielkiego Męczennika.W kwietniu 2002 r. watykańska Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, przychylając się do prośby Prymasa Polski kard. Józefa Glempa, nadała św. Andrzejowi Boboli tytuł drugorzędnego patrona Polski. Od tej pory obchód ku jego czci podniesiony został w całym kraju do rangi święta. Uroczystego ogłoszenia św. Andrzeja Boboli patronem Polski dokonał kard. Józef Glemp w Warszawie podczas Mszy świętej w sanktuarium ojców jezuitów, w którym są przechowywanie relikwie Świętego, 16 maja 2002 r. Święty jest ponadto patronem metropolii warszawskiej, archidiecezji białostockiej i warmińskiej, diecezji drohiczyńskiej, łomżyńskiej, pińskiej i płockiej. Jest czczony także jako patron kolejarzy.
W ikonografii św. Andrzej Bobola przedstawiany jest w stroju jezuity z szablami wbitymi w jego kark i prawą rękę lub jako wędrowiec.
(https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/05-16a.php3)